piątek, 4 grudnia 2015

Chleb bez mleka

Kiedyś myśląc o składzie chleba nie przychodziło mi nic innego do głowy jak mąka, woda, drożdze, sól.
Jednak historia opisana we wpadkach troskliwej matki pokazała jak bardzo mogłam się mylić.
Dopiero mając dziecko uczulone na mleko odkryłam (niestety kosztem wysypki) jak mało jest chlebów bez wszelkich składników ponadto co podstawowe i konieczne, aby chleb powstał.

Wiem, że sporo mam karmiących oraz mam alergików same rozpoczynają wypiek chlebów. Ja także.
Nie zawsze jednak się chce, czasem fajnie jest móc też iść w gości i po prostu dać dziecku kanapkę nie bojąc się z jakiej piekarni wyszedł.

Zrobiłam maleńki rekonesans w swojej okolicy- Poznań i rejony Poznania i polecam wypieki z tych piekarni.
Na Targach Poznańskich na początku jesieni odbyły się targi Smaki Regionów.

Przy tej okazji zaprezentowało się wiele piekarni, z których część przekonywała, że ich chleby są bez mleka.

Potwierdzam. Młody, który obszedł wszystkie stoiska z pytaniem czy może coś spróbować wreszcie tak się zażerał chlebkiem, że pan z piekarni KUCZ podarował mu pyszny chlebek żytni.
zdjęcie pochodzi ze strony piekarni Kucz z Nowego Tomyśla

Gdzie kupić chleb bez mleka?

  • Piekarnia KUCZChleb żytni, bez mleka z tej piekarni można kupić w Almie w Starym Browarze oraz po poniższymi adresami:
Wiejska Zagroda, Raszkowska 13 Sumik
Krakowski Kredens, CG Malta
Kejk, Gdyńska 11, Koziegłowy
ProfiBT, Szkolna 10, Chyby
Strefa Zdrowia, Malwowa 162, Skórzewo
Wiejska Spiżarnia, Szkolna 6, Tarnowo Podgórne
Bio Budka, Orzechowa 5, Zalasewo

Sklepy firmowe: ul. Zbąszyńska 2 oraz Poznańska 9 w Nowym Tomyślu

  • Piekarnia bułeczka - Zagorzyn 16- wg zapewnień przedstawicieli wszystkie chleby są wyrabiane bez mleka. Tych nie testowałam
Prócz tych piekarni przetestowałam na Wojtku chlebek żytni na zakwasie z Lidla. Jest przepyszny i nie uczula małego. Minusem jest fakt, iż to produkt pozyskany z głębokiego mrożenia, czyli przeszedł kilkakrotnie obróbkę termiczną.


Zdjęcie pochodzi ze strony Lidla.

APEL do innych dociekliwych mamusiek:
Jeśli wiesz gdzie można dostać chleby bez mleka (bezglutenowe to inny temat, na kolejne posty) napisz w komentarzu. Bo okazuje się, że wcale nie łatwo poprosić o skład tych wypieków, które dostępne są na półkach piekarni. Jeśli Ci się uda- PISZ! Pomożemy nie jednej mamie;)

niedziela, 22 listopada 2015

Szybkie gotowe przekąski bez mleka

Coraz więcej mam boryka się z karmieniem swoich pociech ze względu na alergię na mleko.
Bo przecież prawie wszystko od pieczywa po wędliny ma w składzie mleko, laktozę, serwatkę, maślankę, mleko w proszku itd. itp.

A nie czarujmy się- nie zawsze jesteśmy w stanie zaplanować i zapakować wyżywienie na cały dzień zwłaszcza gdy idziemy w gości, wyjeżdżamy czy po prostu nie miałyśmy czasu.
Tutaj obwarzanki Damiecki, sezamki oraz kuleczki zrobione z masy marcepanowej,
obtoczone w kakao, wiórkach kokosowych czy oblane czekoladą na bazie oleju kokosowego.

Podpowiadam kilka gotowych przekąsek, które można kupić w większości sklepów i zawsze mieć pod ręką.

Przekąski te są świetne do zabrania w gości- gdy na stole roi się od niezdrowych chipsów czy zawierających mleko słodkości.


  • Najprostsze to chrupki kukurydziane. Najlepiej wybierać te bez soli, ale takie akurat nie w każdym sklepie dostaniemy. Sieć Żabka (prawie wszędzie jest 24 h/dobę, 7 dni w tyg. i w Święta) ma chrupki na pewno;) Mr Snaki (z ładnym białym pieskiem) smaczne, chrupiące i bez soli.
  • Wafle ryżowe- można jeść na sucho czy smarować zmiksowanymi owocami, dżemem lub miodem czy kremami warzywnymi. Polecam te bez soli.
  • Sezamki- jeśli dziecko może orzechy to sezam jest świetnym źródłem wapnia, którego dzieciom bezmlecznym może brakować. Niestety zawierają cukier, ale w końcu nasze pociechy i tak rezygnują z ciastek, torcików i innych powszechnych zapychaczy.
  • Bakalie- moje dziecko wszystkie nazwało na początku tworzenia własnego dialektu "mlelami" bo morele jadł najchętniej. Oczywiście zajada się żurawiną, rodzynkami, daktylami, śliwkami, morelami i niekiedy orzechami, choć te woli zmielone niż gryźć. Jest to też świetny pomysł na prezent dla dzieci bezmlecznych. Zwłaszcza jeśli szarpniemy się na artykuły bio, bez konserwantów.
  • Suszone owoce- dostępne w większości sklepów. Najlepsze są jednak robione w domu, gdy mamy czas i zapakowane w torebki przygotowane do zabrania ze sobą.
  • Marchewki, soki - zapakowane próżniowo marchewki czy jednodniowe soczki choć na chwilkę zaspokoją na szybko głód dziecka. A jak nie to przynajmniej uspokoją sumienie, że resztę zadania spełniły chrupki i inne zapychadełka;)
Inne gotowe słodycze bez mleka:
  • Obwarzanki firmy Damiecki
  • Precelki Krakowskie

Poza tymi szybkimi zaspokajaczami głodu warto nosić ze sobą banana, pokrojone jabłuszko czy marchewkę.

Warto także mieć w domu awaryjną puszkę a w niej upieczone przez siebie ciasteczka owsiane, pierniczki czy batoniki bakaliowe.

piątek, 20 listopada 2015

Czy obiad może się uśmiechać?

Nie odkrywam przed Wami Ameryki zachęcając do bawienia się w kuchni.
Nie zawsze mi się chce. Jednak radocha dziecka napędza do działania. No i zawsze, ale to zawsze wyjdzie coś innego.
Najłatwiej zacząć od układania buziek na talerzu czy kanapce z czegokolwiek. Marchewka może być uśmiechem, groszek oczkami, połówki ziemniaka to uszy itp. Im dalej w las zaczną pojawiać się zupełnie nowe pomysły.

A to miksuję ziemniaki z marchewką czy groszkiem, żeby:
a) dziecko zjadło obydwa warzywa
b) nadać inny kolor
c) zrobić inną formę na talerzu

innym razem lepię kulki z ryżu albo wyciskam przez różne przedmioty czy po prostu nożem i łyżką robię kształty- rybki, twarzy, samochodu.

Gdy latem na czasie była piaskownica i robienie bab, Wojtek wracając do domu wiedział, że w kuchni też się bawić może. Lepiliśmy baby z ryżu wykorzystując małe nabierki, miarki i miseczki.

A tutaj przykład z jednego obiadu, gdzie tatuś już dzwonił, że "jadą" wracając ze sklepu i miałam ciut więcej czasu na nakładanie zanim dotarli do stołu ;)


Do zabaw w kuchni zaliczają się także odpowiedzialne prace przy sprzęcie kuchennym.
Mi młodzieniec profesjonalnie obsługuje już większość urządzeń- od wyciskarki, przez blender czy szatkownicę do warzyw.

Wie, że można zrobić sobie krzywdę, pokazałam gdzie nie wolno paluszków wtykać i wie, że jak mówię, że pomogę to wolno wyrywać sprzętu z rąk. I dzięki temu, że pozwalam traktuje te zadania odpowiedzialnie i z radością.
A przy tym ja mam chwilę, żeby uszykować inne składniki czy posprzątanie.

Jak się przygotować do zabawy z dzieckiem w kuchni?

Przede wszystkim spokój. Tylko spokój nas uratuje. A żeby go mieć warto zanim zrobi się bałagan 
(gwarantuję, że będzie większy) zadbać o zabezpieczenie wszystkiego, co cenne. 


Szykujemy więc fartuszki- dla siebie i dziecka. Wykorzystujemy ceratkę, podkładki, folię malarską, które ułatwią późniejsze sprzątnięcie. Naczynia wybierajmy plastikowe i metalowe. Takie, które trudno zbić lub nam nie szkoda. 



Nie bójmy się dać dziecku szans na  uczenie odpowiedzialności. Mój dwulatek swobodnie posługuje się nożem i kroi "pyry i inne miękkie warzywa do zupy. Może nie wyjdzie piękna kostka, ale ten spokój przy przygotowywaniu posiłku dzięki współpracy! Zaaferowane dziecko nie żąda wyjścia na spacer, włączenia bajek czy innych atrakcji.
Oczywiście wybierajmy narzędzia bezpieczne- do krojenia miękkich warzyw wystarczy nóż do smarowania.

Skorzystajmy ze stojaków, taboretów, podnóżków, żeby ułatwić dziecku dostęp do stołu.

Ruszamy wyobraźnią i wykorzystujemy różne przedmioty jako foremki do układania jedzenia. Np. miarka po mleku tworzy idealne do buzi dziecka babki z ryżu.

Super okazją do zabawy jest wspólne pieczenie- na czasie będą teraz pierniki. Nie przegapcie tego momentu na spędzenie wspólnego czasu łącząc przyjemne z pożytecznym i jeszcze raz przyjemnym przy wspólnym podjadaniu;)
Skupienie...

Posypać pietruszką?











środa, 18 listopada 2015

błyskawiczne bułeczki marchewkowe z makiem wg. Doroty

Tak to juz jest, ze dopadl mnie stres. A jak stres to jem. A jak jem to gotuje i pieke dziwactwa.

Tym razem nie pokusilam sie o wlasne wymyslanie lecz zaintrygowal mnie przepis z BLW z facebooka. Pierwotnie buleczki byly kalafiorowe z cebula, ale w komentarzach zachwycilo mnie polaczenie marchewki z makiem. Na mak mam ostatnio szczegolna ochote- pewnie organizm domaga sie wapnia.

No i oto są.


Wyturlane między karmieniami pyszne bułeczki, które młodzieniec pochłonął jeszcze na ciepło a przy piekarniku dosłownie koczował.

Tym razem piekłam na mące pszennej, wg przepisu. Następtym na pewno spróbuję zrobić żytnio jakieś lub bezglutenowe;) Wszak marchewka i mak dają fajny posmak.

Ja pożerałam z hummusem zrobionym z cieciorki, tahini, nasion sezamu i ulubionych olejów. Wojtek uznał to masełko za deserek i wyjadał jeszcze zanim bułeczki wyskoczyły z pieca;)



Mamusiu? Już mogę? Mogę lizać? Mogę jeść?



A przepisik oryginału wygląda tak:- wybacz Doroto- kopiuj wklej;)

Kalafiorowo-cebulowe mini chlebki
Składniki:
250g mąki
7g suszonych drożdży
150 ml wody
30g miękkiego masła
2 małe różyczki kalafiora
Pół małej cebuli
Przygotowanie:
Mąkę, drożdże, masło, wodę i sól połączyć. Zagnieść ciasto. Ugniatać przez kilka minut. Następnie przykryć i odstawić w ciepłe miejsce na 30 minut. Ponownie zagnieść z dodakiem startego na tarce kalafiora i drobno pokrojonej cebuli. Ciasto podzielić na pół. Z każdego kawałka uformować rulon o grubości ok 2 cm. Kroić w podłużne paski o długości ok 5 cm. Wyłożyć na blachę, posmarować oliwą z oliwek. Piec w 200 stopniach przez ok 13-15 minut. 
I link do oryginału

Bułeczki marchewkowo-makowe:
Miałam złudzenie, że odbicie przy drożdżowym cieście się utrzyma...

Podmienienie na marchewkę polegało na zmieszanie maku z mąką na pierwszym etapie wyrastania.

A po wyrośnięciu dodaniu małej startej na najdrobniejszych oczkach marchewki- niezbyt wilgotnej. Potem na wyrobieniu na nowo, wyrośnięciu i reszta tak samo.

Ja też robiłam z drożdży świeżych, bo miałam tylko wcześniej trzeba było poczekać (czyli zjeść w międzyczasie owsiankę) aż one wyrosną ;)

Smacznego!

P.S. Wybaczcie brak polskich znaków na początku. Karmienie zabrało 1 rękę;)

sobota, 31 października 2015

Winko czosnkowe czyli niezawodny sposób na przeziębienie

Jesień zawitała do nas na dobre...a na złe atakują nas teraz przeróżne choróbska.
Wahania temperatur, przesilenie jesienne sprzyjają podłapaniu infekcji.

Ale nie u nas.

Mamy tajną broń w postaci smacznego syropku, którego nie sposób nie polubić.
Mi się kojarzy z dzieciństwem, kiedy biłyśmy się z siostrami o to, żeby dostać ten syropek.
Mama wiedziała też jak go nam podawać. Zawsze towarzyszył temu kieliszek do likieru i zawsze sprawiała nam tym ogromną frajdę.

Moim chłopakom podaję go w mini kubeczkach do lekarstw. Gdybym podała w kubku- też by wypili wszystko. Jednak ze względu na niezbyt lekko strawny składnik, jakim jest czosnek nie polecam na raz pić aż tak dużej ilości.

A teraz do sedna.

TAJNY SKŁAD SYROPU NA ODPORNOŚĆ i na katar już też:


  • 2-6 ząbków czosnku
  • 1 pomarańcza
  • 1 cytryna
  • 2/3 kubka ciepłej przegotowanej wody
  • Łycha miodu 
Potrzebne:
  • słoik
  • wyciskarka do cytrusów
Wykonanie:


Czosnek obieramy i kroimy w plasterki, paski czy jak kto woli i wrzucamy do słoika. Zalewamy wodą i dodajemy miodu. Mieszamy do rozpuszczenia. Ja często korzystam ze słoika z końcówką miodu i zalewam ciepłą wodą. Wtedy nic się nie zmarnuje;)
Wyciskamy sok z cytryny i pomarańczy. Dodajemy do syropu.

I gotowe!

Pić 3-5x dziennie około 2 łyżki stołowe najlepiej po posiłku.

Dzięki pomarańczy i miodkowi czosnek staje się przyjemny w smaku i nie powinien przeszkadzać tym, którzy go nie lubią.

A efekt? U dzieci- błyskawiczny. W facetów-(ehę...) trochę dłużej trzeba kurować;) Wiadomo przecież, co oznacza przeziębienie i grypa u faceta;)



czwartek, 27 sierpnia 2015

pomysł na zdrowe i lekkie śniadanie na lato

Jemy owsiankę.

Lekko, prosto i przyjemnie, bez chodzenia do sklepu po świeże pieczywo.
A jednak zaspokaja głód na znacznie dłużej niż chleb ze sklepu czy inne wynalazki piekarskie i nie odżywiającymi nas dodatkami.

W dzisiejszym wydaniu owsiankowym prezentuję zachciankowo-ciążową wersję owsianki.


Dla tych co mogą mleko- płatki owsiane gotujemy na mleku.
My gotujemy po prostu na wodzie.

Nakładamy na talerze, zasypujemy wymarzoną ilością malin, borówek czy porzeczek i płatków migdałowych.
Polewamy pysznym, świeżutkim miodem lipowym.

I wychodzi cud, miód, malina śniadanie:)

Bogactwo witaminy C, B, magnezu i ...pyszności : )

Smacznego : )

Kasia




poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Bomba elektrolitowa na upały i przeciw skurczom

Ostatnio bombardują mnie w radio i telewizji reklamy preparatów magnezowych, potasowych i dedykowanych ściśle przeciw skurczom.

Przypadek?
Nie sądzę.

Wiadomo, że w upały zaczyna brakować nam minerałów a skutkiem tego jest osłabienie, rozdrażnienie no i uporczywe skurcze.

W grupie docelowej reklamowych ataków na łydki znajdują się także ciężarne. No więc i ja.

Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie poszukiwała więcej informacji na ten temat i ich nie przetestowała.
Na koniec będzie pyszny deserek, więc kto ma ochotę niech przewinie od razu do podniebiennych konkretów : )

Tak się składa, że zrobiłam sobie porównanie z poprzednią ciążą, w trakcie której brałam preparaty dla ciężarncyh i oprócz tego magnez z Vit. B6. Zanim jednak je przytoczę krótka notka o przyczynach skurczy.

Jakie są przyczyny skurczy łydek?

Główną przyczyną jest niedobór magnezu, na którego braku opiera się większość reklam.
Jednak dla prawidłowej gospodarki elektrolitów należy ograniczyć też sól a wzmocnić organizm zwiększoną podażą potasu oraz wapnia.

Drugą przyczyną może być ucisk na nerwy. Spotyka to głównie w nocy, gdy leżymy a kręgosłup lub biodra nie są odpowiednio podparte.

Porównanie metod naturalnych i medycyny konwencjonalnej w niedoborach magnezu, potasu i wapnia

Jak wyglądała sytuacja w pierwszej ciąży?
Skurcze łydek miałam okrutne, w nocy płakałam z bólu, W dzień nie mogłam prowadzić auta, bo groziło to wypadkiem. Jak wspomniałam brałam witaminy dla ciężarnych i do tego magnez. Bez skutku.

Za to teraz wyszukałam sobie alternatywne, naturalne źródła bogate w magnez, potas i wapń.
Pierwszą metodą było moczenie nóg w wodzie magnezowej, o której niebawem.
Zrobiłam kontrolę magnezu przy badaniu krwi i efekt był zaskakujący.
Ilość tego pierwiastka był tylko kilka jednostek niższy od maksymalnego. Ale to jeszcze przed upałami.
Te dopadły mój brzuch w trakcie gorących dni i burz. A potem przyszła kolej na łydki i płacz z bólu.
Pamiętając, że magnez w postaci pigułkowej g... daje a tylko pogarsza stan mojej wątroby zaczęłam węszyć.

Dodatkowo odkryłam, że w noce cieplejsze, gdy spałam na kołdrze i było mi mięciutko skurcze ustawały a nasilały się podczas siedzenia i leżenia na twardym.

Niezastąpione okazały się kąpiele magnezowe ale bezspornym HITem w tej walce o przetrwanie okazał się...

DESER ELEKTROLITOWY 

który jadam na śniadanie.

Składniki na 1 porcję:
  • pół avokado
  • pół średniogo jabłka
  • pół banana
  • łyżka soku z cytryny/limonki
  • plus cytryna do skropienia reszty avokado
Wykonanie:

Avokado przekroić na pół, (drugie pół skropić cytryną, żeby nie ciemniało i zostawić sobie na następny dzień). Wyjąć miąższ łyżką do miseczki. Jabłko oczyścić z szypułek,  banana obrać. Owoce wrzucić
do blendera, skropić łyżką soku z cytryny i zmiksować.

KONIEC FILOZOFII!

Bez wycieczek do apteki, pamiętania o połknięciu pigułki, czekaniu, aż cokolwiek z tej tabletki organizm raczy przyswoić (wątpliwe).

Dlaczego to działa?


Plasterek (a my jemy na niedobór połówkę) avokado zaspokaja 15% dziennego zapotrzebowania na magnez!
Do tego banan bogaty jest w potas, jabłuszko w witaminę C, wspierającą odporność i zwiększającą przyswajalność minerałów, w tym żelaza, które także w dużej ilości występuje w avokado.

Skurcze minęły i od dawna mnie nie atakują.
Na podkładkę medyczną w postaci morfologii jeszcze poczekam. Aż takim kamikadze, żeby się kłuć nadprogramowo nie jestem:P

Jednak czekajcie na aktualizację.

I niech oko Wam nie drży, a łydka śpi spokojnie!
Kasia



P.S. Dziękuję Agatko za sposób na przełknięcie avokado w przyjemniejszej niż guacamole postaci! ; )




 



czwartek, 23 lipca 2015

Własna herbatka lipowa

Nie wiem jak Wy, ale ja nie przeżyłabym zimy bez... herbatki lipowej.
Ten miodowy aromat, naturalna słodycz i orzeźwiające poczucie ugaszenia pragnienia- nie znalazłam innej herbaty, która by mi robiła tak dobrze.

A przy tym idealna jest na chłodne dni.

Niestety o chłodnych dniach trzeba pomyśleć w te upalne. Między końcem czerwca a końcem lipca wyszukujemy sobie lipę z dala od spalin, miejskiego zaduchu i taką, do której dosięgniemy. (Im dalej od miasta tym chłodniej i później zakwita).

Konkurując z bączkami i pszczółkami zbieramy kwiaty- jeszcze z pyłkiem.

Latem wystarczy, że położyłam zbiory na papierze śniadaniowym w pokoju zacienionym- wyschły następnego dnia i już zaparzałam swój ulubiony napar.

O niebo lepszy i bardziej aromatyczny od tego ze sklepu.

A na zachętę dodam, że torebeczka suszonych kwiatów lipy w sklepie kosztuje 7 zł.
A nasza- przemiły pachnący słodyczą spacer : )

Smacznego!

wtorek, 30 czerwca 2015

Sposób na sprzątanie

Moje dzieci mają niezwykły talent do robienia bałaganu (Wasze też?) i miliony wymówek, żeby nie sprzątać. A odkąd po przeprowadzce mają wspólny pokój, boję się tam wchodzić :)
Na szczęście od czasu do czasu zbieram się jednak na odwagę i zarządzam wielkie porządki. Za każdym razem próbuję też na początku starymi sposobami- "Liczę do trzech!" (I co potem?), "Bo nie pojedziecie do babci na noc!" (Taaaa, a kto by się z tego bardziej cieszył niż dzieci?...), "Nie dostaniecie obiadu, dopóki nie posprzątacie!" (Wymiękam po pierwszym "Głodni, mamusiu"). Im bliżej wieczora, tym bardziej jestem poirytowana bałaganem, który nie znika. Ostatecznie, przypominam sobie, że najskuteczniej jest zamienić sprzątanie w zabawę i staram się za każdym razem wymyślić nową.
Dzisiaj poskutkowało jednak liczenie....do 5 :)

Jak to zrobiłam?
Na dobry początek wzięłam miotłę i zgarnęłam bałagan na kupkę, na środku pokoju. Nie przejmowałam się, że wymieszałam tam zabawki, stare sprawdziany Julki, rysunki przedszkolne Krzysia, majtki, skarpetki, porannik, ochraniacze na kolana, książeczki i suchą bułkę. Trudno.
Po zrobieniu zgrabnej kupeczki, wzięłam worek na śmieci i wyjaśniłam dzieciom zasady gry. Licze do 5 i jeśi w tym czasie do worka nie trafi żaden śmieć, zabieram z kupki wybraną (przeze mnie- to istotne :)) rzecz i wyrzucam do śmieci. Załapali od razu i po 10 minutach na podłodze nie było już żadnych śmieci. A wszystko ze śmiechem i bez nerwów. Ja tylko siedziałam z workiem i liczyłam...do 1 :)

Kiedy na kupce zostały już tylko och rzeczy, musiałam zmienić zabawę na inną. Wzięłam pusty pojemniczek i wrzuciłam do niego kilka rzeczy z podłogi (zaczęłam od tych największych, żeby od razu było widać efekty sprzątania- to ich zawsze motywuje) i powiedziałam, że od momentu, kiedy postawię pojemniczek na podłodze mają czas aż doliczę do 5, żeby pochować wszystkie te rzeczy na swoje miejsca. W przeciwnym razie wyrzucam je do śmieci. I znowu było dużo śmiechu i zabawnych komentarzy. A po chwili w pokoku zapanował porządek.

I dzięki temu wspaniałemu pomysłowi (mojemu, żeby nie było, że ściągnęłam :)), od jutra mam kilka dni wolności, bo starszaki jadą do dziadków na wakacje.
Minus jest tylko taki, że naszą wakacyjną szkołę zaczniemy z opóźnieniem. Ale brałam to pod uwagę, bo moje dzieciaki są już takie powsinogi i w każde wakacje muszę odwiedzić całą rodzinę :D

sobota, 20 czerwca 2015

Weekendowe szaleństwa czyli wegańska pizza bezglutenowa

Wczoraj piątek, piątunio, a jak piątek to weekendu początek!
A jak weekend to i pizza!

tym razem postanowiłam ulec mojemu szkrabowi i na  słodkie "tes ceee" odpowiedzieć pizzą wegańską i bezglutenową.

Efekty?

Ciasto rewelacja, sosik fenomenalny a, że na części pizzy sera nie było to się wytnie i zje jak jest się bezmlecznym prawie dwulatkiem ;)

Wykonanie na oko wedle mej intuicji, bo ząb już czekał a nawet otwarta i marudna paszcza:

CIASTO:

  • na oko 300 g mąki owsianej
  • ok. 50 g mąki gryczanej
  • ok. pół szklanki skrobii ziemniaczanej
  • 7-8 łyżek oleju rzepakowego lub oliwy z oliwek (dobrze dodać smakowej)
  • niecała łyżka soli
  • pół kostki drożdży świeżych lub suchych- wtedy chyba paczka
  • łyżeczka cukru trzcinowego na rozruch drożdży
  • ok. 400 ml wody
SOS (także własnej inwencji- proszę o nadmienienie przy kopiowaniu):
  • koncentrat pomidorowy
  • zioła prowansalskie
  • łyżeczka cukru trzcinowego
  • 2-3 łyżko oleju/oliwy
  • trochę wody
  • szczypta soli
  • oregano
  • papryka słodka
Wykonanie

Drożdże rozpuścić w ciepłej wodzie (ok. 50ml), dodać cukier i trochę mąki. Poczekać aż wyrosną.
Mąki zmieszać z solą, dodać olej i rozczyn i stopniowo dodawać wodę mieszając. Konsystencja powinna być jak na bułki, makowiec itp, żeby dało się ugnieść.
Zostawić do wyrośnięcia. Mąki nie pszenne rosną trochę dłużej. U mnie czekały aż się dziecko obudzi, żeby nie psuć mu frajdy.

Sosik robimy z koncentratu (u mnie słoiczek Pudliszek w Biedronki- jest ciut większy niż w innych sklepach).
Ze słoiczka wypłukałam resztkę wodą- dzięki temu konsystencja zrobiła się bardziej sosikowa, a smak nie stracił zbyt wiele. Dodałam zioła prowansalskie i resztę przypraw. Ważny jest olej i cukier.

Na rozłożone mokrymi dłońmi ciasto wysmarowane naszym pysznym sosem dodajemy ulubione składniki. U mnie szparagi, pomidory, brokuły, cukinia, papryka.

Dla nie wegan- posypujemy serem żółtym
Dla wegan- posypujemy serem sojowym itp.
Dla tych na diecie- jemy samą pizzę z dodatkami : )
I tak jest pycha!

Pieczemy w rozgrzanym piekarniku na 170-180 st ok 15-20 min. 


Smacznego, smaczniastego! Kasia : )


Try to make a vegan and gluten free pizza!





sobota, 30 maja 2015

szybkie i wyśmienite placuszki z cukinii

Ah, ah. Są takie dania, którym się zdjęć nie robi, bo już ich nie ma gdyż wymyślane były w trakcie robienia innego dania podczas którego się zgłodniało...

I tak oto prezentuję brak zdjęć do szybkich placuszków z cukinii i towarzyszy zanim powstały placki ziemniaczane...

Przepis:


  • 2 cukinie
  • pół pęczka pietruszki zielonej
  • cebula
  • 100 ml zsiadłego mleka
  • Mąka gryczana i pszenna po połowie do uzyskania konsystencji gęstej śmietany. - około pół szklanki razem.
  • kminek, tymianek, sól, pieprz do smaku.
  • olej na patelnię

Warzywa umyć. Cukinię drobno poszatkować (ja użyłam szatkownicy), tak by nie dawała dużo soku, Pietruszkę  i cebulę poszatkować także. Dodać mleko, wymieszać i dosypywać mąkę mieszając.

Doprawić do smaku.

Smażyć niewielkie placuszki na rozgrzanej patelni. 

Smacznego!

P.S. Przepis pochodzi z mojej własnej wyobraźni kulinarnej. Proszę nie kopiować bez zaznaczenia autora. Jeść oczywiście można. Zapraszać na zjedzenie tymbardziej ;)


wtorek, 26 maja 2015

Dzień Matki

Nie ma chyba takiego dnia, kiedy matka ma wolne od dziecka...
Nawet gdy zostawia swe młode pod dobrą opieką w pewnym momencie pojawi się objaw troski, tęsknoty czy obawy.
Pracujemy okrągły rok, 24h na dobę, 7 dni w tygodniu.

Jesteśmy cudowne, niezastąpione, dzielne i wykazujące się nie lada geniuszem tylko po to by zaspokoić potrzeby naszych maleństw.

Wszystkim Wam, tym młodym mamusiom, na początku drogi i tym, 
które odchowują już swoje wnuki życzę spełnienia jako kobiet. 
Słodkich chwil wytchnienia, uroczych poranków, niezapomnianych maleńkich buziaczków oraz przyjemności na co dzień. 

W pełni na to zasłużyłyście i zasłużyłyśmy : )

niedziela, 17 maja 2015

Naciągana sprawa...czyli co się mówi o napletku

Dziecko każdej matki jest idealne. A skoro idealne to idealna oczywiście jest męskość każdego synka.
I nagle...
idziemy do lekarza, pielęgniarki, chirurga dziecięcego i przy rutynowej kontroli dowiadujemy się, że nasz syn ma stulejkę, sklejkę i inne dziwnie brzmiące rzeczy i trzeba nacinać, naciągać, smarować, dziwować.
Zdjęcie z Wikipedii.
Nam też się to przytrafiło. Idziemy z inną sprawą do chirurga a on ogląda i mówi: proszę się zapisać na nacinanie napletka (dziecko nie ma jeszcze 2 lat). Mało tego. "Proszę sobie kupić maść znieczulającą" 100% płatną "bo my w szpitalu(!) nie mamy".
Aha. Jeszcze trzeba iść do rodzinnego po skierowanie, bo bez skierowania nie mogę zrobić”.

Przerażeni idziemy czym prędzej do rodzinnego, żeby nam nie dał skierowania, bo przecież intuicyjnie wiemy, że wszystko jest ok.
Nigdy się nic nie babrało, kolor grzecznie nie czerwony, stanów zapalnych brak.

A rodzinny- ja mu to naciągnę. Bo potem to już późno i będzie pamiętał.
Proszę smarować maścią (sterydową- nie obojętną dla zdrowia) i przyjść po TYGODNIU.

Tydzień to trochę mało czasu nam się wydało na zmiękczenie naskórka, ale po drodze młody złapał jakąś infekcję jelitową więc kto by wtedy męczył dziecko dodatkowymi atrakcjami no i to ryzyko przy biegunce, że dojdzie do zakażenia. Maści nie zdążyliśmy wykupić a tu napotykamy sąsiadkę.

-W domu siedzimy, bo młodego szczypie fifolek, bo byliśmy na naciąganiu.- informuje.

Od słowa do słowa okazuje się, że pełno tam było też czterolatków.
Dlaczego? Bo panuje powszechna opinia, że do 4 roku życia ma już chłopczyk być gotowy do prokreacji a jego napletek w pełni schodzić do końca.
Więc bach! Wybija licznik 4 lat i ciach, ciach, ciągniemy na siłę, niech dziecko wie, co to przyjemność.

Nie jestem lekarzem i nie zamierzam udawać, że nim jestem, ale nie podoba mi się licznikowe podejście do dzieci. To jak dziecko nie zacznie chodzić tak jak mój młody w 10 miesiącu to znaczy, że trzeba go uznać za niepełnosprawnego? A może odwrotnie? Mam na siłę hamować moje dziecko, żeby pasowało do licznika rozwoju?

Ale to nie koniec. Jest nadzieja ; )
Przy okazji spotkania z sąsiadką dała mi maść do naciągania, bo im już niepotrzebna.
A że zawsze szukam ulotek itd. to weszłam na wujka google, na stronkę rządową o ulotkach ale przy okazji od razu z nazwą leku wyskoczył mi filmik.

BRAWO!!! BINGO!!! JESTEM W DOMU!!!

Pan doktor Piotr Gastoł, okazuje się jeden z nielicznych specjalistów w Polsce od spraw układu moczowego u dzieci naciąganiu, nacinaniu mówi zdecydowane NIE przy zdrowym fizjologicznie zakończeniu tej części ciała (oczywiście są też i przypadki zakażeń itd., ale najczęściej z braku higieny lub robienia czegoś właśnie na siłę). 


Musiałam się podzielić z Wami tym filmikiem, bo są zdjęcia, są tłumaczenia, cały wykład i moje kochane mamy mówcie zdecydowanie:

Łapy precz od napletka mojego dziecka!”

wtorek, 24 marca 2015

To ci targ! Czyli wpadki troskliwej matki cz.1

Idealny rodzic codziennie planuje idealny dzień dla swojego idealnego potomstwa.

Szkoda, że w rodzicielstwie nie istnieje ani idealny rodzic, ani idealne dziecko, a już tym bardziej nie dzień...

Wychodzimy ze szpitala po ostatnich perypetiach mniej idealnej matki.
Na pozór idealne warunki by poczuć się jak w niebie, na którym pięknie mieni się słońce, ogrzewając spragnione wiosny ciała, ciepłą lecz rześką aurą.

Nic dodać, nic ująć.

Dziecko wesołe, rodzic "odetchnięty" z ulgą, po opuszczeniu ciasnych ścian, spacerują do daleko zaparkowanego samochodu.

Przechodzimy przez Stary Browar a małżowin, tknięty niezaspokojonym apetytem, zatrzymuje się przy stoisku wypieków a la domowe.

Pięknie! Woła mnie, bo chlebek ryżowo-kukurydziany nie ma glutenu a młody ma lekką dietę zachować.

Super. Piekę chleby, takiego zestawu mąk nie używałam jeszcze, chleb z degustacji wcinamy równo.
Myślę sobie- mówiła ryżowo-kukurydziany, więc dodaję w głowie to co wykańcza składniki chleba- wodę, sól, drożdźe i wszystko na pozór gra.

Cena powala na kolana, ale czego nie robi się dla dziecka. BIORĘ!

Nie zdążamy po drodze do domu do sklepu, bo popędzam męża- brzuch mnie boli. Chyba mnie będzie czyścić.

Dojeżdżamy- ja akcja błysk toilette a młody akurat się zdrzemnął.

Mówię sobie w mękach- z nerwów, z tych przeżyć ostatnio- teraz organizm się wyładował.

Ale młody ledwo się budzi- wysypka, którą skutecznie zlikwidowano w szpitalu kroplówką z Calcium.
Do tego ostry ryk. Ewidentnie boli go brzuszek.

Od razu chwytam za lapka--------> internet ----->targ------->telefon
i PYTAM. Odzywa się chyba szefowa.

JA:-Czy do tego chleba bezglutenowego dodajecie mleko?
-Czasami mleko w proszku, ale bez laktozy, bo jestem uczulona.
JA:-No tak, ale laktoza to nie to samo co białko mleka. Laktoza to cukier a moje dziecko jest uczulone na mleko. Czy w tym chlebie jest mleko?
-Mleko w proszku bez laktozy i margaryna z lecytyną (zapewne sojową--->soja od 3 roku życia...)
JA:-Wie Pani co? Rozumiem dbałość o recepturę itd, ale myślę, że powinnyście dodawać listę składników.
-Bardzo Panią przepraszam. Życzę zdrowia.

Pięknie. Przeprosiny zlikwidują wysypkę...

Co zrobić z takimi targami? Człowiek chce dobrze, nie ze sklepu, gdzie ulepszacze, sracze. A tu sprzedawca nie wie co sprzedaje.
Ja spytałam czy jest czarnuszka, (bo jest wczesnoporonna) w chlebie z ziarenkami, bo były jakieś czarne.
Także zero odpowiedzi, bo przecież piecze piekarz a nie sprzedawczyni.

WNIOSEK:

  • bezczelnie pytać o receptury. Nie podadzą- nie kupować (zwłaszcza za takie horrendalne stawki).
  • najlepiej zabierać ze sobą termos z jedzeniem dla dziecka, chrupki, banany- co tam może i taszczyć prowiant zawsze i wszędzie ze sobą.
  • Nie ulegać głodowi męża

Mądra matka po szkodzie. Niestety dziecka szkodzie...


A TU ZAJAWKA ZDJĘCIOWA NA PRAWDZIWIE DOMOWY, NIEULEPSZANY, PROSTY CHLEB GRYCZANY, WYTRAWNY. BEZ BÓLU BRZUCHA;)
Przepis niebawem.


P.S. Tatę też dopadł ból brzucha, więc nie upiekło mu się też za dobrze. Może też się nieco opamięta




piątek, 13 marca 2015

Zupa dla niejadka w kolorze pomarańczy

Moje dziecię nie przepada za warzywami, które akurat mam pod dostatkiem. Jest sporo marchewki z ogródka to akurat ma ochotę na buraczka czy brokuła i odwrotnie.

Postanowiłam więc przemycić nieco marchewki w wersji niemarchewkowej.

Danie pochłonął z 4 dokładkami i dla taty nie zostało...

Przepis na zupę marchewkową dla dzieci:

Przepis dla diety bezglutenowej, bezjajecznej, bezmlecznej, wegańskiej, wegetariańskiej, niskotłuszczowej

  • 6 średnich marchewek
  • 1 ziemniak
  • 1 cebula (średnia lub duża)
  • 1 biała pietruszka (czyli korzeń)
  • 1-2 cząstki pomarańczy (resztę podjadamy w trakcie robienia)
  • płatki migdałowe
  • plasterek imbiru wielkości paznokcia u kciuka (mamy, nie dziecka)
Marchewki i pietruszkę obrać lub tylko porządnie umyć (skórka jest zdrowa, jak z eko upraw) i pokroić w plasterki. 
Ziemniaka obrać, pokroić w kostkę.
Cebulkę drobno posiekać, aby puściła trochę soku.
Wrzucić do rondelka i zeszklić lekko. (Można zrobić to na tłuszczyku, ale ja wolę szybko dodać wodę a do gotowej zupki olej lniany nierafinowany, tłoczony na zimno).
Zalać wodą- około 400-500 ml.
Wrzucić marchewki i pietruszkę. Od zagotowania się wody gotować około 5 minut.
Dodać ziemniaka i dalej gotować ok.15min aż warzywa zmiękną.
Pod koniec gotowania wycisnąć imbir w prasce do czosnku.
Zdjąć z ognia.
Zgnieść 1-2 cząstki pomarańczy i porwać na kawałki. Dorzucić do zupy.

Całość zmiksować.

Podawać z płatkami migdałowymi uprażonymi na rozgrzanej patelni lub w piekarniku.

Można ozdobić zielonymi listkami mięty, melisy czy kolendry.

Smacznego!



niedziela, 15 lutego 2015

Pyszne pączki bez jaj i mleka na Tłusty Czwartek, Ostatki czy Podkoziołek

Mniam, mniam.

Jak trudno pisać o pączkach, gdy się już skończyły.
Ale nic straconego, bo przepisik jest banalnie prosty!
Idealny dla mam karmiących, osób z alergią na jaja i mleko i będących na takowej diecie.

Kłamstwem, ale jakże słodkim, byłoby mamienie Was i siebie, że te pączki są zdrowe.
Niestety. Te zdrowe, po przyjrzeniu się przepisom nazywają się "ciastka wegańskie, z ziarnami, bez wszystkiego i bez tłuszczu" i smakują jak "ciastka wegańskie, z ziarnami, bez wszystkiego i bez tłuszczu".

A przede wszystkim NIE wyglądają jak pączki. A odwiedziny u mamy w TŁUSTY CZWARTEK na pączkach tradycyjnych, z młodym alergikiem oznaczałoby awanturę przy stole. I smutne serce matki.

Wyłamałam się więc z unikania pszenicy i cukru i zrobiłam prawdziwe pączki, pączusie!



Pączki miały być jak najmniejsze- łatwe do chwycenia w małą rączkę, wydające się być w dużej ilości (dzieci lubią liczyć ile zjadły a "duuuużo" je satysfakcjonuje. Wielkość mniej ważna).



A oto przepis na pączki bez jaj i mleka będący moim miksem różnych przepisów m.in. z Wielkiego Żarcia :

  • 500 g mąki (u mnie 450)
  • 50 g drożdży
  • 1 i 1/2 szkl. ciepłej wody
  • 1/3 szkl cukru- u mnie trzcinowy
  • 2 łyżki alkoholu (zmniejsza wchłanianie tłuszczu).
  • 1/3 szkl. oleju
  • olej/smalec do smażenia- dużo. Litr jak nic zejdzie oleju. Smalcu pewnie ze 3 kostki.
  • Opcjonalnie dodać np. cynamon, wanilię kakao itp.
  • Ulubione nadzienie: marmolada różana, masa czekoladowa, adwokat itp.
Drożdże rozetrzeć z cukrem i odstawić w ciepłe miejsce.
Mąkę przesiać, wymieszać z cukrem. Dodać zaczyn, ciepłą wodę i olej.
Zagnieść ciasto nie dusząc tylko spulchniając wtłaczanym powietrzem. Najlepiej mokrą ręką lub natłuszczoną oliwą.
Zostawić na chwilkę do wyrośnięcia.

W tym czasie rozpocząć rozgrzewanie oleju.

Ciasto rozłożyć na stolnicy i rozwałkować.
Wykrawać krążki (u mnie średnica ok 4 cm) i poczekać aż lekko podrosną.


Opcje wykrawania i nadziewania pączków:

  • Opcja 1:sza- trudniejsza (łatwiej się topią, wylatuje wsad itp.)

Nakładać nadzienie na 1 krążek i sklejać drugim.

  • Opcja 2ga:- łatwiejsza i bez sensu (o czym się przekonałam w trakcie)

Robienie piętrowego pączka bez nadzienia, usmażenie i nadziewanie szprycą.

  • Opcja 3-cia- Mądra bardzo. Formowanie kulek i szprycowanie po usmażeniu.

Ostatecznie żeby otrzymać mały rozmiar smażyłam i kulki i pojedyncze krążki i szprycowałam póki są ciepłe.

Wrzucać na rozgrzany olej. Ja wrzuciłam 1 krążek jak pojawiły się bąbelki. (Za wcześnie). Olej musi zacząć lekko pachnieć.


Pączki odwracać dopiero gdy usmażą się z 1 strony. Ja smażyłam w głębokiej patelni, aby była duża powierzchnia i łatwo się wyciągało. 


Sypać cukrem, lukrować, polewać, nadziewać!
Tutaj dżemik morelowy (moje dziecko woła już przecudnie "mlele").



A tutaj nadzienie czekoladowo gruszkowe z nutką pomarańczy. Przepisik zaktualizuję niebawem.


Jak tylko wrzuciłam pączki na patelnię dziecko zaczęło skandować "am, am" i "Jeśś" gdybym nie zrozumiała pierwszego. Więc dostało pierwszego. Tej partii nie udało się sfotografować...ekhm. 




Ponieważ tego dnia mieliśmy się obżerać pączkami u mamy postanowiłam zakończyć na dwóch partiach i resztę, bo bożemu upiec jako zdrowsze drożdżówki na jutrzejsze leniwe śniadanie. (Leniwe, bo dziecko je w samotności a my z szafki nocnej podajemy mu zakąski przygotowane wieczorem, co daje nam do godziny drzemania dłużej).

Rozwałkowałam ciasto i posmarowałam reszta dżemu. Posypałam kakao i mąką migdałową i wymieszałam.


Zrobiłam rulon, odczekałam aż podrośnie i pokroiłam w plastry grubości 12 mm.

Włożyłam na papier do pieczenia i do nagrzanego do 180 st piekarnika. Aaa! I posmarowałam wodą.

Upiekły się szybciej niż jajeczno-mleczne. Bo ten kolor uzyskałam po ok. 10 min na termoobiegu.

Obawiając się zakalca, otrzymałam jeszcze z 7 minut w piekarniku na niższym piętrze.

Wyszły smaczne, choć nieco suche. Trzeba by więcej mokrego dodać do ciasta. Najlepiej masła. Mniam, jeśli kto może;)


niedziela, 1 lutego 2015

O zdrowiu słów kilka...subiektywnie

Każda mama chce jak najlepiej dla swojego malucha. 
W ciąży robi obszerną listę idealnego wychowania, obsługi dziecka i karmienia. 
Dopiero gdy maleństwo się pojawia, a zmęczenie i pęd życia wywiera dodatkową presję, lista ulega mocnej modyfikacji a my albo szalejemy z powodu wyrzutów sumienia, że nam się nie udało być tą "Idealną matką" albo rezygnujemy z postanowień zupełnie, chcąc ocalić swoją harmonię.

Z macierzyńskich obserwacji siebie i innych matek, tym przyszłym mogę powiedzieć:
"Idealna Matka" nie istnieje! Nie oczekuj więc od siebie naprawy otoczenia dla swego maleństwa.
Nie każda mama przecież może sobie pozwolić na karmienie piersią- np. przez konieczność powrotu do pracy czy zwyczajny brak pokarmu.

Nie każdej uda się wytrwać w postanowieniu nie dawania klapsów czy nieprzeklinania przy dziecku.
Ulegniesz, gdy zobaczysz jak patrzy na Ciebie oczami kotka, gdy widzi batonik, mimo sporej dawki słodkości wcześniej.
Czasem tak bywa. Nie możesz winić się codziennie za to czym bombarduje Was świat.
Jesteś idealną matką na Twoje możliwości i okoliczności. Ale jedna osoba dodać inne jedne osoby świat zmieniać już mogą : )

No i ja nie zgadzam się też z tym, co robi "dla nas" otoczenie- czytaj: rząd, koncerny, telewizja, prasa dla mam itd.
Poszukując odpowiedzi na swoje dolegliwości i mając syna "alergika" drążę.
Któż nie ma teraz dziecka "alergika"? Czy to przypadek?

Niby wiemy, że nie powinno się tego, czy tamtego. Ale te reklamy tak nas namawiają do zakupu jeszcze tej nowej czekoladki.
A tu zaraz Coca Cola ma najprawdziwszego Świętego Mikołaja z prezentami, a tam Danonki są najlepszym źródłem wapnia.

Zrezygnowałam z telewizji już dawno. Po kilku publikacjach o marketingu i neuromarketingu nie mogłam już spokojnie oglądać tego, co pomiędzy interesującym filmem. 

A potem przyszedł moment, który zadecydował. Lekarz kazał mi się pogodzić z "Atopowym Zapaleniem Skóry". 

A ja się z reguły nie godzę na godzenie z czymś co mnie wkurza, zatem wkurzona szukałam źródła.

Wiele czasu mi to zajęło.
Od wszelakich diet, przez odczulania metodami alternatywnymi aż do zielarki i detoksykacji.

Teraz, kiedy karmienie piersią i dieta dziecka zmobilizowały mnie do rygoru widzę poprawę w całym układzie. Dziecko ma się świetnie. Ja coraz lepiej.

Pomogły mi w tym m.in. zioła przepisane przez zielarkę na podstawie wyników badań i oceny stanu skóry,
oraz prosta dieta oczyszczająca.

Jednak przede wszystkim zrezygnowałam ze środków chemicznych, które dostarczałam codziennie swojemu organizmowi.
I to od niemowlęctwa. Analizując moje życie w cywilizacji wyglądało to tak:

Jako maluszek byłam króciutko karmiona piersią. Potem -chemiczne mleko
Malutko odporności od mamy i dawaaaaj szczepienia!
Wychodziły mi straszne atopowe rany na skórze. Nie umiałam się jeszcze podrapać a już było strasznie. No to smarujemy sterydem. Lata spania w rękawiczkach z paskudztwem na rękach, który powodował jeszcze większe pieczenie--->drapanie i rany.
Potem trochę podrosłam. A że dziadek uprawiał ogródek, jadłam pyszne zbiory. Dorosłam. Przez długi czas nie pamiętałam nocnych rękawiczek. Dziadek odszedł. Odeszły i zbiory. Częstsze infekcje, bóle stawów, kontuzje, "trądzik młodzieńczy" - czytaj chipsy, modne gazowane napoje, gorące kubki i inne pyszności. Efekt boom-u po pustkach w sklepach, zastąpionymi  pustką wartości odżywczych.
Wracają objawy atopii. I wyrok, z którym się nie zgadzam.
Dieta. Dieta inna. Dieta jeszcze inna. Wszystkie diety zawierały jednak coś, czego człowiek nie trawi na dłuższą metę. Bo tego się trawić nie da. Np. żółtego sera na pizzy.


Nie wygrałam jeszcze tej walki. Jednak efekty są. Znaczne. Dieta bez soli, bez paczkowanych, butelkowanych, puszkowanych produktów i nie z zalecaną dawką 5 porcji warzyw i owoców, ale oparta w 90% na owocach i warzywach. W 95% wegańska. 
Jestem człowiekiem społecznym, więc kilka procent to dobrodziejstwa smaku i przekleństwa cywilizacji jedzenia na mieście i w gościach wszystkiego. Jednak kilka miesięcy byłam uczciwa wobec siebie w 100% : )

I tym chciałam się podzielić i zainspirować młode mamy i przyszłe mamy, aby nie poddawały się w wyborach.
Jeśli ominiesz większość działów w markecie to już będziesz dzielna. Dasz sygnał do konieczności zmian w traktowaniu ludzi. Musimy zauważyć, że jesteśmy tuczeni jak kurczaki na farmach czy świnie i bydło w hodowlach. Różnica polega tylko i aż na tym, że możesz wybrać co włożysz do ust. Swoich i swojego dziecka.

A poniżej kilka źródeł cennych informacji do poczytania. (Mam tego znacznie więcej)


  • O tym co jemy, jak sterylnie żyjemy, co w siebie pakujemy i co z tego wynika



  • O tym, jak świat mógłby wyglądać, gdyby nie koncerny farmaceutyczne i lobby rządowe w sprawie nowotworów. Oraz remedium- dieta, która mnie wspiera w niefarmakologicznym łagodzeniu i zaniku objawów Atopowego Zapalenia Skóry. 


A poniżej strona, która potraktowała jedną z rad Gersona jako atut do promowania garnków. Każda próba jest dobra. 
  • O tym, co nasza skóra chłonie i jaki jest tego sens:

W tym miejscu dodam, że lata temu natknęłam się na tekst o konserwantach w kosmetykach. I jeden z nich powodował zapychanie porów a dodany był do serii kosmetyków na odetkanie porów! 
Przypadek czy must have? 

P.S. Nie byłabym sobą, gdybym nie dodała, że myjąc twarz samą wodą pory się zwęziły i nie są tak zapchane...

  • Dla zjadaczy mleka ku walce z osteoporozą. Oraz dla mam karmiących piersią. Ja także upierałam się, że się nie da żyć bez mleka. Dało się i to nie tylko bez mleka ale i wyprowadzić dziecko z ostrej atopii  na twarzy w ciągu 2 miesięcy.

i na pocieszenie, że to jest do rozwiązania jak zawalczymy o naturalne środowisko i paszę dla krów:



Owocnych przemyśleń życzę i...nie dajmy się zwariować ; )

















niedziela, 11 stycznia 2015

Zielona bomba witamonowa zamiast mleka zastępczego- dla starszych dzieci

Wiele z mam, podobnie jak ja, szuka alternatywy dla mleka sztucznego.

W końcu dziecko duże, jeść potrafi a wciąż się boimy odstawić witaminy z puszki, bo przecież pewnie czegoś maluchowi niedostarczymy i co będzie.

Zatem polecam na lunch-yk taki deserek.

Potrzebne (porcja dla mamy i dziecka i coś jeszcze tacie skapnie):

  • 2 kiwi (uwaga- może uczulać. Wojtek na szczęście wcina równo.
  • banan
  • 2-3 liście jarmużu
  • jabłko
Wykonanie: 

Składniki umyć. Banana, kiwi i opcjonalnie jabłko obrać ze skórki. Rozdrobnić owoce i liście jarmużu, zmiksować w blenderze. Spożyć natychmiast po zrobieniu, żeby się niepotrzebnie nie utleniało i wytracało składniki.

Młody się zajada. Matka konsumuje lubieżnie. Ojciec próbuje zlizać resztki.

Dziś jeszcze ciocia się chciała załapać, posmakowała, pokusiłam, żeby odwiedzała nas częściej. W oku błyszczałą jej myśl o doznaniach podniebienia. 

Niestety z powody braku śladów spożycia przez wylizanie zdjęć brak. W sumie to też przez fakt, że chwilowo nie mam czym, bo syn także chciał zostać fotografem...

Wartość witaminowo-odżywcza:

jarmuż
  • wit. B2, B3, B6, C, K
  • beta-karoten
  • kwas foliowy
  • WAPŃ
  • żelazo
  • magnez
  • cynk
  • flawonoidy
  • glukozynolany (kiedyś wyjaśnię)
  • błonnik
Kiwi
  • wit. B3, C
  • beta-karoten
  • błonnik
  • niektóre źródła mówią o kwasie foliowym
Jabłko
  • substancje antynowotworowe
  • wit. C, 
  • flawonoidy
  • błonnik
Banan
  • wit. B3, B5, B6, C
  • biotyna
  • mangan
  • potas
  • magnez
  • błonnik
(banan ma dośc wysoki indeks glikemiczny)

Wariacje na tłuszcze i białko:

wariant 1
dodać np. fasolkę  adzuki (białko)
dodać kilka kropelek oleju lnianego nierafinowanego, na zimno tłoczonego 

wariant 2
dodać orzechy- białko i zdrowe omegi w jednym (ja małemu mielę w młynku do kawy, żeby się nie zachłysnął twardym).

wariant 3

dodać małą marchewkę surową - wit. A, E i inne dobrodziejstwa
kilka kropel oleju lnianego (nierafinowanego, na zimno tłoczonego).