Mniam, mniam.
Jak trudno pisać o pączkach, gdy się już skończyły.
Ale nic straconego, bo przepisik jest banalnie prosty!
Idealny dla mam karmiących, osób z alergią na jaja i mleko i będących na takowej diecie.
Kłamstwem, ale jakże słodkim, byłoby mamienie Was i siebie, że te pączki są zdrowe.
Niestety. Te zdrowe, po przyjrzeniu się przepisom nazywają się "ciastka wegańskie, z ziarnami, bez wszystkiego i bez tłuszczu" i smakują jak "ciastka wegańskie, z ziarnami, bez wszystkiego i bez tłuszczu".
A przede wszystkim NIE wyglądają jak pączki. A odwiedziny u mamy w TŁUSTY CZWARTEK na pączkach tradycyjnych, z młodym alergikiem oznaczałoby awanturę przy stole. I smutne serce matki.
Wyłamałam się więc z unikania pszenicy i cukru i zrobiłam prawdziwe pączki, pączusie!
Pączki miały być jak najmniejsze- łatwe do chwycenia w małą rączkę, wydające się być w dużej ilości (dzieci lubią liczyć ile zjadły a "duuuużo" je satysfakcjonuje. Wielkość mniej ważna).
A tutaj nadzienie czekoladowo gruszkowe z nutką pomarańczy. Przepisik zaktualizuję niebawem.
Ponieważ tego dnia mieliśmy się obżerać pączkami u mamy postanowiłam zakończyć na dwóch partiach i resztę, bo bożemu upiec jako zdrowsze drożdżówki na jutrzejsze leniwe śniadanie. (Leniwe, bo dziecko je w samotności a my z szafki nocnej podajemy mu zakąski przygotowane wieczorem, co daje nam do godziny drzemania dłużej).
Rozwałkowałam ciasto i posmarowałam reszta dżemu. Posypałam kakao i mąką migdałową i wymieszałam.
Zrobiłam rulon, odczekałam aż podrośnie i pokroiłam w plastry grubości 12 mm.
Włożyłam na papier do pieczenia i do nagrzanego do 180 st piekarnika. Aaa! I posmarowałam wodą.
Upiekły się szybciej niż jajeczno-mleczne. Bo ten kolor uzyskałam po ok. 10 min na termoobiegu.
Obawiając się zakalca, otrzymałam jeszcze z 7 minut w piekarniku na niższym piętrze.
Wyszły smaczne, choć nieco suche. Trzeba by więcej mokrego dodać do ciasta. Najlepiej masła. Mniam, jeśli kto może;)
Jak trudno pisać o pączkach, gdy się już skończyły.
Ale nic straconego, bo przepisik jest banalnie prosty!
Idealny dla mam karmiących, osób z alergią na jaja i mleko i będących na takowej diecie.
Kłamstwem, ale jakże słodkim, byłoby mamienie Was i siebie, że te pączki są zdrowe.
Niestety. Te zdrowe, po przyjrzeniu się przepisom nazywają się "ciastka wegańskie, z ziarnami, bez wszystkiego i bez tłuszczu" i smakują jak "ciastka wegańskie, z ziarnami, bez wszystkiego i bez tłuszczu".
A przede wszystkim NIE wyglądają jak pączki. A odwiedziny u mamy w TŁUSTY CZWARTEK na pączkach tradycyjnych, z młodym alergikiem oznaczałoby awanturę przy stole. I smutne serce matki.
Wyłamałam się więc z unikania pszenicy i cukru i zrobiłam prawdziwe pączki, pączusie!
A oto przepis na pączki bez jaj i mleka będący moim miksem różnych przepisów m.in. z Wielkiego Żarcia :
- 500 g mąki (u mnie 450)
- 50 g drożdży
- 1 i 1/2 szkl. ciepłej wody
- 1/3 szkl cukru- u mnie trzcinowy
- 2 łyżki alkoholu (zmniejsza wchłanianie tłuszczu).
- 1/3 szkl. oleju
- olej/smalec do smażenia- dużo. Litr jak nic zejdzie oleju. Smalcu pewnie ze 3 kostki.
- Opcjonalnie dodać np. cynamon, wanilię kakao itp.
- Ulubione nadzienie: marmolada różana, masa czekoladowa, adwokat itp.
Drożdże rozetrzeć z cukrem i odstawić w ciepłe miejsce.
Mąkę przesiać, wymieszać z cukrem. Dodać zaczyn, ciepłą wodę i olej.
Zagnieść ciasto nie dusząc tylko spulchniając wtłaczanym powietrzem. Najlepiej mokrą ręką lub natłuszczoną oliwą.
Zostawić na chwilkę do wyrośnięcia.
W tym czasie rozpocząć rozgrzewanie oleju.
Ciasto rozłożyć na stolnicy i rozwałkować.
Wykrawać krążki (u mnie średnica ok 4 cm) i poczekać aż lekko podrosną.
Opcje wykrawania i nadziewania pączków:
- Opcja 1:sza- trudniejsza (łatwiej się topią, wylatuje wsad itp.)
Nakładać nadzienie na 1 krążek i sklejać drugim.
- Opcja 2ga:- łatwiejsza i bez sensu (o czym się przekonałam w trakcie)
Robienie piętrowego pączka bez nadzienia, usmażenie i nadziewanie szprycą.
Ostatecznie żeby otrzymać mały rozmiar smażyłam i kulki i pojedyncze krążki i szprycowałam póki są ciepłe.
Wrzucać na rozgrzany olej. Ja wrzuciłam 1 krążek jak pojawiły się bąbelki. (Za wcześnie). Olej musi zacząć lekko pachnieć.
Pączki odwracać dopiero gdy usmażą się z 1 strony. Ja smażyłam w głębokiej patelni, aby była duża powierzchnia i łatwo się wyciągało.
Sypać cukrem, lukrować, polewać, nadziewać!
Tutaj dżemik morelowy (moje dziecko woła już przecudnie "mlele").
A tutaj nadzienie czekoladowo gruszkowe z nutką pomarańczy. Przepisik zaktualizuję niebawem.
Jak tylko wrzuciłam pączki na patelnię dziecko zaczęło skandować "am, am" i "Jeśś" gdybym nie zrozumiała pierwszego. Więc dostało pierwszego. Tej partii nie udało się sfotografować...ekhm.
Ponieważ tego dnia mieliśmy się obżerać pączkami u mamy postanowiłam zakończyć na dwóch partiach i resztę, bo bożemu upiec jako zdrowsze drożdżówki na jutrzejsze leniwe śniadanie. (Leniwe, bo dziecko je w samotności a my z szafki nocnej podajemy mu zakąski przygotowane wieczorem, co daje nam do godziny drzemania dłużej).
Rozwałkowałam ciasto i posmarowałam reszta dżemu. Posypałam kakao i mąką migdałową i wymieszałam.
Zrobiłam rulon, odczekałam aż podrośnie i pokroiłam w plastry grubości 12 mm.
Włożyłam na papier do pieczenia i do nagrzanego do 180 st piekarnika. Aaa! I posmarowałam wodą.
Upiekły się szybciej niż jajeczno-mleczne. Bo ten kolor uzyskałam po ok. 10 min na termoobiegu.
Obawiając się zakalca, otrzymałam jeszcze z 7 minut w piekarniku na niższym piętrze.
Wyszły smaczne, choć nieco suche. Trzeba by więcej mokrego dodać do ciasta. Najlepiej masła. Mniam, jeśli kto może;)